Ze skarbczyka Babuni: Taniec pokoleń

„Każdy wrzeszczał o czym innym, Jak zwykle w życiu rodzinnym” − pisał  Tadeusz Boy-Żeleński. Nie był on ulubionym pisarzem Babuni, bo zbyt postępowy, bo powinien być skończyć studia medyczne i zostać lekarzem, a nie bawić się w tłumaczenia literatury francuskiej. Babunia przez długi czas wierzyła w jego zapędy reformatorskie, dopóki nie przekonała się, że talent translatorski Boya okazał się ponadczasowy. Czasy się zmieniają, ale niezależnie od epoki dziadkom i wnuczętom trudno się dogadać.

Mur międzypokoleniowy?

Jeszcze w latach 20. minionego wieku młodsze pokolenie zaczynało wypowiadać się o starszym z mniejszym respektem, a szacunek w swej niezmiennej formie ocalał w niewielu rodzinach. Babunia wymienia tylko cztery takie − znane jej – rodziny, z których trzy rozproszyły się podczas II wojny światowej.

Szacunek nie był formą czołobitności. Już w połowie lat 30. wielu młodych ludzi wyobrażało sobie, że osiągnęło dojrzałość, dając jednocześnie dowody swojej kompletnej niedojrzałości. Babunia mawiała tak: „Gdy młody człowiek zachowywał się niestosownie do wieku, to znaczy, że ani ojciec, ani matka nie potrafili zaszczepić dziecku „potrzeby serca”, a przy tym posłuszeństwa. Brak też było konsekwencji w wychowaniu ku dobremu”. Przyznajmy jej rację.

Nieporozumienia międzypokoleniowe należy rozwiązywać przy obopólnej dobrej woli. Niestety są dwie główne przyczyny niemożności pogodzenia racji pokoleń − każde trwa przy swoim własnym zdaniu, krytykuje z założenia inne pokolenia lub po prostu nie umie czy wręcz nie chce wysłuchać racji drugiej strony.

Ciotka przyzwoitka nie zatańczy

Babunia podkreśla, że za jej czasów społeczne i towarzyskie życie młodzieży skutkowało nieustannym zawieraniem znajomości z rówieśnikami o tych samych wzorcach, przekonaniach. Ciotka przyzwoitka siedziała w kącie salonu i roztaczała surowe spojrzenie na dyskutujące lub tańczące pary. Była również  zawsze obecna w salonie Prababuni.

A kochana Prababunia fantastycznie potrafiła tańczyć charlestona! Jego rytm wywodzący się z Zachodniej Afryki, a spopularyzowany w Stanach Zjednoczonych na początku lat 20., stał się jej żywiołem. Babunia do dziś pamięta, że jej mama opowiadając o ulubionym tańcu, potrafiła nawet odtańczyć własną opowieść. Dla Prababuni lata 20. były czasem niekończącej  się zabawy, śpiewu oraz tańca.

Femme fatale tańczy bez końca

„Nogi roztańczone”, „Miłość ci wszystko wybaczy” rywalizowały coraz bardziej z lekcjami charlestona. Taniec stał się wyrazem silnej osobowości, identyfikacji z miejskim życiem, pełnym gwałtownych namiętności oraz rozstań, zaś charleston w szczególności wiązał się z symbolem ówczesnej femme fatale − fryzurą „na chłopczycę”.

Konserwatyści bili wówczas na alarm. Co się stało z kobietami? Dlaczego tak bardzo zaczęły im przeszkadzać długie suknie, wysokie obcasy i długie włosy? To dzięki opowieściom o  szaleństwie charlestona Babunia zapisała się na kurs tańca. A zegar jakby się cofnął − Prababunia opowiadała jej o ragtime, a Babunia postanowiła nauczyć się „szokującego” tańca –  tango.

Zastępował lub przynajmniej ograniczał towarzyskie pogaduszki. Wówczas młodzież uwielbiała taniec. Ale uwielbiała również czytać o tańcu. Na półkach księgarń pojawiły się poradniki, samouczki, instruktaże dotyczące mowy tańca i jego symboliki. Zaczęto go nawet uważać za rodzaj rehabilitacji oraz ukojenia dla skołatanych nerwów.

Dramat samotności

Prababunia mówiła, że do zabaw i tańca najlepiej przygotowuje urządzenie zabawy w domu prywatnym. Gdyby mogła znaleźć się w naszych czasach, zamiast tańca jako więzi towarzyskiej zobaczyłaby taneczny dramat samotności. Grupy samych kobiet na kursie tańca i  zajęciach gimnastycznych w osiedlowym klubie.

W czasach młodości Prababuni samotne były jedynie te kobiety, które „podpierały ścianę”, trzymając w ręku puste karneciki, do których nie chciał zaanonsować się żaden młodzieniec, gdy inni tańczyli. Miłośnicy fokstrota mieli na ten temat inne zdanie − przy lampce wina powtarzali: „kłusem, kłusem do ragtime i nie będziesz samotny, bo fokstrot to namiastka raju na ziemi”. Kto nie tańczył fokstrota, ten nie pojmie. Na szczęście niżej podpisana jest ogromną miłośniczką i fokstrota, i ragtime’u. Wielkie zasługi w upowszechnieniu fokstrota miał nie tylko Harry Fox, lecz także inny wizjoner muzyczny oraz tancerz − Oscar Duryca, który zyskał rzesze sympatyków, wprowadzając na deski teatru motyw zbliżania się tancerek do publiczności.

Babunia przypomniała, że taniec daje możliwość poznania samego siebie z innej perspektywy, bo gdy ciało tańczy, tańczy i dusza. W tańcu spotykają się wszystkie najsilniejsze emocje oraz ścieżki życia. A także niespełnione tęsknoty.

Marta Cywińska

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.