Świadomość końca – co się zmienia, gdy wiemy, że umieramy

Życie przemija. Ciągle zdaje nam się, że mamy jeszcze ogrom czasu do wykorzystania. Póki jesteśmy zdrowi i silni nie rozmyślamy nad śmiercią, sensem życia, nad przebytą dotąd drogą. Czy system wartości przez całe życie jest taki sam? Co zmienia w naszym życiu świadomość, że być może nie zostało nam już zbyt wiele czasu? Na te trudne pytania odpowiada Pani Maria, która w swoim liście zechciała podzielić się swoją refleksją nad życiem wiedząc, że jej dni już są policzone.

List, który może otworzyć nam oczy na to, co ważne

Zawsze za czymś goniłam. Praca, awanse, jak najlepszy byt materialny. Robiłam to nie tyle dla siebie, co dla swoich dzieci. Chciałam, by niczego im nie brakowało, by mieli lepsze dzieciństwo i start w dorosłość, niż miałam ja. W domu, w którym się wychowałam nigdy się nie przelewało. Nie chodziliśmy głodni, ale nie było luksusów, wczasów, wspólnych podróży. Chciałam, by życie mojej rodziny było inne. Los jednak kazał mi się zatrzymać. Diagnoza. Nowotwór. Początkowo rozpacz, płacz, setki pytań: dlaczego ja? Czemu mnie to spotkało? Czas jednak powoli pozwalał mi oswajać się z sytuacją. Zamiast płakać, zatrzymałam się nad swoim dotychczasowym życiem. Świadomość, że jutro może mnie nie być zupełnie zmieniła mój stosunek do wszystkiego, co mnie otacza. Zaczynając od mojego dzieciństwa… Nie widzę już tego, że nie było pieniędzy na wspólne wakacje i nowe ubrania co miesiąc. Widzę ciepło rodzinnego domu. Podwórko, drzewa i trzepak – tam spędzałam z rodzeństwem całe dnie. Byliśmy szczęśliwi. Teraz wiem, że to było prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo.

To świat, w który weszłam później dziwnie zniekształcił moją definicję szczęścia. Dziś opowiadam swoim dzieciom o tych czasach. Prędzej tego nie robiłam. Żłobki, przedszkola, szkoły, zajęcia pozalekcyjne – to dawałam swoim dzieciom wierząc, że daję im najwięcej. Rzadko czytałam im bajki, rzadko pytałam jak się czują, czy wszystko u nich dobrze. Interesowały mnie jedynie wyniki w szkole. Gdy jeździliśmy na wspólne wczasy, byliśmy niby razem, a jednak osobno… każdy wpatrzony we własny ekran smartfona. Dlaczego o tym piszę? Nie dajmy sobie wmówić, że dobra materialne mogą dać szczęście. Szczęście to poczucie bliskości, miłości, jedności rodzinnej. Dokładnie to, co dostałam sama, gdy byłam mała. Z wstydem piszę, że widzę to dopiero teraz. Zaczęłam częściej dzwonić do rodziców, zawsze wydawało mi się, że brak mi na to czasu. Pierwszy raz od wielu lat powiedziałam im, że ich kocham.

Dziś, gdy się obudziłam, poczułam wdzięczność, że mam przed sobą jeszcze choć jeden, piękny dzień w gronie najbliższych. Jutro się nie liczy. Tylko to, co dziś mogę dać z siebie ma znaczenie. Możemy żyć w pełni tylko wtedy, gdy odstawimy na bok wczoraj i jutro.

Trudno ująć w krótkim liście, co dziś czuję. Mimo bólu, żyję. Chyba teraz dopiero naprawdę. Rozmawiam szczerze, słowa „kocham cię, syneczku”, czy „kocham cię, córko” wypowiadam z radością, bez skrępowania. Po szczerych rozmowach z nimi okazało się, że nie podjęli sami decyzji o tym, co będą robić w życiu. Myśląc, że robię dobrze, decydowałam za nich. Tak pochłonięta swoją dziwną codziennością nie wiedziałam, że moja córka marzy, by pracować z niepełnosprawnymi dziećmi, a syn zna się na programowaniu i to uwielbia. Magdę chciałam wysłać na medycynę, Tomka na prawo. Ot tak znałam moje dzieci.

Wychowywałam ich sama. Mój mąż odszedł od nas, gdy oboje byli mali. Nie pamiętają go. Dziś przygotowuję ich na moje odejście. Temat śmierci jest trudny. To zarówno dla mnie, jak i dla nich bardzo trudna lekcja życia. Na szczęście mają kochających dziadków, którzy – gdy mnie zabraknie, przyjmą ich do siebie.

Nie nadrobię straconych lat, choć bardzo tego żałuję. Wy jednak, jeśli patrzycie na świat jak dawna ja pomyślcie, że to mógłby by być ostatni dzień Waszego życia. Przez ten pryzmat patrzy się inaczej.

Popatrzmy na świat, jakby to miałby być nasz ostatni dzień

Trudne zadanie. Mamy dalekosiężne plany. Budujemy domy, szukamy nowej pracy, ustalamy, gdzie pojedziemy na wakacje. Gdyby to miał być ostatni dzień? Faktycznie ostatni? Nagle to, co materialne, wszystko co możemy kupić, na co możemy zarobić przestaje mieć znaczenie. W odniesieniu do listu pani Marii warto zadać sobie pytanie czy przypadkiem nie przyjęliśmy podobnego schematu postępowania w życiu.

  • Czy stwarzamy ciepłą atmosferę w naszych domach?
  • Czy rozmawiamy ze sobą wzajemnie?
  • Czy pozwalamy dzieciom na podejmowanie decyzji?
  • Czy słuchamy, co mają do powiedzenia?

Czytając ten list, każdy z nas w jakiejś części odnajdzie w tym siebie. Coś, co odkładaliśmy na potem, na kiedyś. Przykład autorki listu udowadnia nam, że nigdy nie wiemy, kiedy i my będziemy musieli się zatrzymać. Czy nie warto zrobić tego właśnie dziś?

Dzieci nie ryby, głosu nie mają… ?

Często nie słuchamy, co dzieci mają nam do powiedzenia. Nie chcemy słuchać. Nasza wizja ich przyszłości wydaje się być rozsądniejsza, bardziej zyskowna. Dajemy sobie przyzwolenie na podejmowanie decyzji, do których nie powinniśmy mieć prawa. Każdy człowiek ma prawo zabrać głos. Mały czy dorosły – to nie ma znaczenia. Nie krzywdźmy dzieci, trzymając ich w „klatce” naszych decyzji. One mają prawo wybrać, co pragną robić w życiu. Autorka listu przyznaje, że nie miała pojęcia, jakie są pasje jej dzieci. Czy my wiemy, co nasze dzieci kochają, a za czym nie przepadają? Czy opowiadamy im o naszych pasjach z lat młodości? Dzielmy się tym wzajemnie. Inicjujmy rozmowy, wyłączmy czasem telewizor, odstawmy smartfony na bok. Każdy dzień jest szansą, byśmy mogli poznać siebie lepiej. Czas na rozmowę znajdzie się zawsze wtedy, gdy wykażemy choć odrobinę chęci.

Kocham – często tak trudne do wypowiedzenia

Dlaczego tak trudno powiedzieć rodzicom, czy dzieciom – kocham Cię? Tak po prostu. Zwyczajnie, bez powodu. Warto zastanowić się, dlaczego nas to krępuje. Część z nas być może nie otrzymała we własnym domu takiego wzorca. Jesteśmy też mniej czy bardziej skłonni do tego typu wyznań. Pamiętajmy jednak, że każde dobre słowo, troska, wzajemny szacunek, pomoc w drobnych sprawach, czy wyręczenie w obowiązkach jest także takim cichym, niewypowiedzianym „kocham”. Dbajmy, by w naszych domach nie brakowało otwartości na dobre uczynki względem siebie. To właśnie te drobnostki, jak niewidzialne cegiełki, budują dom w naszych sercach. Dają poczucie jedności.

Nauczmy się żyć dziś. Tu i teraz. Z tymi osobami, które mamy najbliżej siebie. Spójrzmy sobie w twarz. Zadajmy sobie pytania, które zadała sobie autorka listu. Nie czekajmy, aż coś nas zmusi, coś siłą zatrzyma. Każdy dzień jest szansą, by dostrzec błędy i je naprawiać. Jak pisze autorka: Jutro się nie liczy. Tylko to, co dziś mogę dać z siebie ma znaczenie. Możemy żyć w pełni tylko wtedy, gdy odstawimy na bok wczoraj i jutro.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.