Jak wykorzystać wehikuł czasu? List do redakcji.

Droga Redakcjo,

Muszę przyznać, że podczas ciągłego przesiadywania w domu, człowiek ma naprawdę wiele czasu na przemyślenia. W takich sytuacjach – zarówno ja, jak i wiele osób w moim wieku – żyje wspomnieniami. Zdążyliśmy ich przecież tak wiele nagromadzić przez te wszystkie lata.

Pojawia się więc – mimo woli – skłonność do rozważań. Siedząc w domu i wyglądając przez okno mogę swobodnie przyjrzeć się całemu swojemu życiu. Nasuwa się w związku z tym wiele wątpliwości – kiedy postępowałem słusznie i z rozsądkiem, a kiedy nie? Z perspektywy czasu wszystkie czyny, skutki i konsekwencje niezwykle się uwydatniają.

Piszę, ponieważ chciałbym podzielić się swoją perspektywą. Chcę przedstawić zarówno Państwu, jak i Państwa czytelnikom obraz życia człowieka, jako niepowstrzymanego mechanizmu, który napędzany jest czynem i konsekwencjami. Decyzje, które podejmujemy każdego dnia, mają jedną cechą wspólną. W momencie ich podejmowania dysponujemy zaledwie szczątkową wiedzą na temat konsekwencji. Nawet najbardziej światły umysł na świecie nie byłby w stanie przewidzieć ich wszystkich – choć każdy, w każdej możliwej sytuacji, bardzo mocno próbuje. Nawet po ujrzeniu konsekwencji nie zyskujemy pełnego obrazu sytuacji – jesteśmy jednak w stanie zrozumieć wydarzenia z naszego życia niemal w takim stopniu, jak zjawiska naukowe. Jedynym i ostatecznym celem popełnienia tego listu do Państwa, jest wskazanie drogi do zrozumienia – choć moja perspektywa ma wartość zaledwie anegdotyczną.

Pierwszą kwestią, jaką muszę poruszyć, jest szczerość. Jeśli miałbym wybierać spośród wszystkich rzeczy, które chciałbym zmienić w swoim dotychczasowym życiu – byłoby to zamienienie wszelkiego fałszu i kłamstwa, które ode mnie wyszło, na prawdę. Wszyscy bowiem kłamiemy – niekiedy nawet nie będąc tego świadomi. A jeśli świadomi, to w dobrej wierze. A jeśli nie w dobrej wierze, to z troski o bliskich. A jeśli nie z troski o bliskich – to z troski o siebie. Jesteśmy wszak tylko ludźmi, a bardzo często kłamstwo wydaje nam się o wiele bardziej – można by rzec – przydatne.

Jednak za każdym razem, gdy decydujemy się na porzucenie prawdy, godzi to w naszą moralność i przesuwa pewną wewnętrzną granicę. Z początku nawet tego nie zauważamy, bo istotnie – dzieje się to bardzo powoli. Kłamstwo jednak z każdą kolejną inicjacją staje się coraz silniejsze. Ta mozolna, ale nieuchronna eskalacja sprawia, że znajdujemy się w punkcie, w którym uświadamiamy sobie kogo i w jakiej sprawie jesteśmy w stanie okłamać. Co więcej – jesteśmy to w stanie zrobić bez mrugnięcia okiem.

Posługując się fałszem niczym tarczą, jesteśmy zdolni wytworzyć wokół siebie swoistą iluzję. Nie wizualną oczywiście, ale przez to o wiele bardziej destrukcyjną. Jedno kłamstwo pociąga za sobą kolejne, aż dochodzimy do chwili, gdy otoczyliśmy się ludźmi, którzy nas nie znają i których nie znamy my. Bardzo często nawet ich nie lubimy, ale traktujemy wszelkie te znajomości jako zło konieczne. Gdybym tylko mając te -naście lub dwadzieścia parę lat był na tyle odważny, by być szczerym w stosunku do osób, które mnie otaczały. Niestety – nie miałem wtedy tej perspektywy, którą mam teraz.

Będąc wśród ludzi, z którymi nie łączy nas nic i z którymi ciężko nam się rozmawia, równie ciężko będzie odnaleźć choćby odrobinę szczęścia. Szuka się więc go gdzie indziej – pozornie „korzystając z życia”. Przez co popada się w chorobę – często nawet nie tyle fizyczną, co siedzącą głęboko w umyśle. Dlatego to szczerość wymieniłem jako pierwszą – pociąga ona bowiem za sobą niepowstrzymany ciąg konsekwencji, podobnie jak jej brak. Odwołując się już do filozofii – człowiek nie dysponuje niczym, oprócz swojej subiektywnej prawdy. Powinniśmy więc korzystać z tego, co mamy – nie martwiąc się niepotrzebnie o swoją fasadę. Choć tamte czasy z pewnością znacznie różniły się od obecnych, tak (choć ciężko to przyznać) wszyscy mogliśmy mieć na nie nieco inny wpływ, mając go na siebie nawzajem.

Kolejną kwestią, którą mam zamiar poruszyć, jest wdzięczność. Bez wątpienia zabrzmi to banalnie i może nawet nieco infantylnie, jednak bardzo często nie doceniamy tego, co znajduje się w naszym posiadaniu. Nawet obecnie mam wrażenie, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z prawdziwej wagi tego stwierdzenia, traktując je jako pusty frazes. Wdzięczność to nie tylko element dobrych manier – czyli de facto chęć odwdzięczenia się. Prawdziwa wdzięczność sięga głęboko w serce człowieka – w chwili, gdy ten uświadomi sobie, ile drugi człowiek musiał niekiedy poświęcić, aby sprawić nam radość. Może to być rodzic, dziadek (ha!), siostra, narzeczona, przyjaciel czy nawet przypadkowa osoba.

Nie potrafimy przyjąć do siebie, ile warte jest bycie człowiekiem w stosunku do drugiego człowieka. Nie pojmujemy wagi wdzięczności. Przez to sami, dzień w dzień i rok po roku, coraz bardziej przestajemy być ludźmi w stosunku do innych ludzi. Im prędzej w naszym życiu nastąpi moment zwrotny – w którym pojmiemy prawdziwe znaczenie wdzięczności – tym łatwiej będzie nam osiągnąć szczęście i znaleźć w sobie siłę, która pozwoli nam poradzić sobie z trudnościami w życiu.

Chciałbym dokonać jeszcze o wiele bardziej szczegółowej analizy swoich działań. Myślę jednak, że w tych dwóch prostych słowach – szczerość i wdzięczność – zawarłem wszystko, co pośrednio lub bezpośrednio miało wpływ na moje życie. Od tych dwóch bowiem rozpoczyna się wiele ścieżek, którymi potem decydujemy się podążać w życiu. Mogę chyba uznać je za fundament swojej własnej (być może) filozofii – zatem, Droga Redakcjo, wyrażam nadzieję, że ten list trafi choć do jednej osoby, która będzie mogła odnieść jego treść do swojego życia. Jeśli choć jednemu człowiekowi, będzie on mógł w jakikolwiek sposób pomóc – mogę z pewnością uznać, że spełnił on swoje pierwotne zadanie.

Z poważaniem,

Sędziwy Człowiek, spoglądający przez okno

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.