Współuzależnienie – czasem trzeba pomóc wybrać numer alarmowy

Wszystko u nas dobrze. Głośno było? Nie, coś Ty. Dzieci szaleją, Jarek musiał podnieść głos, by się uciszyły. Skąd siniak? Aj, Basiu… Jestem jakaś zakręcona i uderzyłam o kant stołu. Naprawdę wszystko jest ok. Lecę tylko do sklepu, woda nam się skończyła, a upały nieziemskie….

Wcale u nich nie jest dobrze. Wysłał ją po flaszkę, bo już nerwowo zerkał, że starczy na parę minut. Dzieci nie szalały. Siedziały cicho. Starszy tulił młodszą siostrę. Nie mieliby odwagi się odezwać, gdy tata krzyczy na mamę. Siniak i kant stołu, zawsze działa ta wymówka, więc ją wykorzystuje. Co miała zrobić? Woli pójść mu do sklepu. Myśli, w którym ostatnio jej nie było. Ma już taki schemat, że jeden sklep odwiedza maksymalnie raz w tygodniu. Idzie z nadzieją, że jak wróci, będzie lepiej, bo spełniła życzenie męża – alkoholika.

WSPÓŁUZALEŻNIE – DRAMAT KOBIET

Kłamstwa, pozory i lęk. Ogromny lęk i brak pomysłu, co zrobić, by było inaczej. Wstyd, by z kimś szczerze pogadać. Żyją tak byle z dnia na dzień, byle do jutra. Może jutro coś się zmieni…

Często trwa to latami. Partner żyje z komfortem picia, a jego kobieta z lękiem.  Nie zawsze dochodzi do przemocy fizycznej. Taka kobieta powie sama do siebie – chociaż mnie nie leje. Nie jest jeszcze tak źle. Gada głupio, czasem zwyzywa, ale nie podnosi na mnie ręki, na dzieci też nie. Wytrzeźwieje. Przejdzie mu. Z czasem jednak okazuje się, że tych godzin trzeźwości jest coraz mniej, albo już ich nie ma. Jest tylko frustracja, coraz trudniejsze do zniesienia słowa. Pojawiają się podejrzenia o zdradę, na przykład… ale nic. Obiad znów podać trzeba, wyprać skarpetki, majtki, bo właściwie to jedyne, co zmienia. O spodniach i koszulce coraz częściej zapomina…

To taki zarys dnia z życia w domu, gdzie alkoholik króluje. Jego Bogiem jest alkohol, a facet jest Bogiem partnerki i dzieci.

POLICJA – ALKOHOLIK SIĘ NIE BOI. BOI SIĘ RODZINA.

Dlaczego podjęłam się tego tematu? Przez wiele lat byłam taką sąsiadką. Osobą, która widywała tą kobietę wierząc, że mówi prawdę. Wiedziałam, że jej mąż lubi sobie „chlapnąć”, ale nie przypuszczałam, że jest aż tak źle. Nie chcę podawać jej imienia, nazwijmy ją Ania. Przyszła do mnie pewnego dnia, zapytała czy zajmę się dziećmi, bo musi gdzieś wyjść. Oczywiście zgodziłam się. Tyle że zerkając przez okno zauważyłam, że poszła do domu. W mojej głowie uruchomił się jakiś alarm – coś się dzieje. Najpierw dyskretnie podpytałam dzieci, gdzie wybierała się mamusia. Ku mojemu zdziwieniu dziesięcioletni syn Ani od razu zaczął mówić. Brzmiało to mniej więcej tak:

„Proszę pani, ja się boję, ale to nic. Mama boi się najbardziej. Myśli, że jestem wciąż małym chłopczykiem, który niczego nie rozumie. Słyszę, jak ją wyzywa. Jak mówi, że dorabia w… nie powiem pani tej nazwy, bo się wstydzę, ale na pewno wie pani o co chodzi. Mama jest taka dobra, taka kochana, ale boi się zgłosić na policję. Sam czasem jej mówię – mamusiu zadzwoń, niech go już stąd zabiorą. Ona płacze, łapie za telefon i rezygnuje. Dziś tata powiedział, że porozkręca gaz. Dlatego mama nas do pani zaprowadziła. Ona ciągle próbuje z nim rozmawiać, jakby jeszcze wierzyła, że coś się zmieni. Niech pani dzwoni na policję. Proszę”

Poczułam się, jakbym dostała młotem w głowę. Jak mogłam nigdy nie zauważyć, co się tam dzieje?  Jak mogłam wierzyć Ani w siniaki i kant stołu. Dlaczego po wodę nie poszła do najbliżej „Żabki”?

Przestałam jednak myśleć o sobie, postanowiłam działać.

112 – NUMER ALARMOWY. NIEPEWNOŚĆ ALE I KONIECZNOŚĆ

Wybrałam numer alarmowy. Jedyne, co mogłam przekazać operatorowi to to, co powiedział mi synek sąsiadki. Czułam mocną obawę, czy robię dobrze, czy powinnam się wtrącać? Coś mi jednak podpowiadało, że muszę to zrobić. Chwilę później radiowóz podjechał pod ich dom. Mąż Ani został skuty i wyprowadzony. Synek, który obserwował z mojego okna to, co się dzieje utulił mnie i powiedział:

„Dziękuję. Jakby nie Pani, mama nigdy by się nie odważyła”

W tym momencie po moich policzkach spłynęły łzy. Nie było jednak czasu na sentymenty. Jak radiowóz odjechał, popędziliśmy do mamy.

ROZMOWA – TRUDNA, LECZ W KOŃCU SZCZERA

Wchodząc do domu sąsiadów, zastałam Anię zalaną łzami. Płakała, że go zabrali. Była pełna obaw, że zaraz wróci i będzie tylko gorzej. Dzieci o dziwo weszły do domu spokojnie. Posiedziałam z nią kilka godzin, opowiedziała mi, jaki dramat przeżywali przez ostatnie lata. Otworzyła się przede mną z ogromnym wstydem. Choć to nie ona powinna się wstydzić. Zorganizowałam Ani spotkanie z terapeutką, która zajmuje się osobami współuzależnionymi. Mąż dostał zakaz zbliżania się do nich na 3 miesiące. Nie wiemy, jak to się zakończy, czy on zechce coś ze sobą zrobić? Czy ten dzień będzie dla niego dnem, czy jeszcze na to dno zapracuje?

Tego dziś nie wiemy. Wiemy jedno – Ania zamierza kontynuować spotkania z terapeutką. Pozna mechanizmy uzależnień i na przyszłość będzie bardziej świadoma swoich praw. Przede wszystkim odrzuci wstyd, myśląc o sobie i dzieciach.

Kamila Em.


CO WAŻNE: Jeśli mamy obawy, że w naszych rodzinach, sąsiedztwie, otoczeniu mamy do czynienia z problemem alkoholowym, nie ignorujmy tego. Osoba współuzależniona nie zawsze jest w stanie podjąć radykalnych działań. Lęk, strach i panika czasem odbiera możliwość podjęcia radykalnych działań. Bądźmy czujni. Nawet, jeśli mamy obawy i nie wiemy, czy są uzasadnione czy też bezpodstawne, nie bójmy się wybrać numeru 112. Możemy w ten sposób uratować komuś życie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.